POSPIESZALSKI W MOCNEJ ROZMOWIE: ROBIMY Z DZIECI PSYCHICZNE KALEKI? [PROF. JĘDRZEJKO WYJAŚNIA]

Prof. Mariusz Jędrzejko, pedagog i socjolog społeczny, był gościem Jana Pospieszalskiego w programie „Jaka jest prawda?”.

Wspieraj nasze wspólne medialne dzieło w ramach Klubu Przyjaciół PCh24.pl i odbierz swój dostęp do unikatowych materiałów 👉 https://klub.pch24.pl/?ka=599033

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

3 komentarze

Dodaj odpowiedź
  1. Przesłuchałem jeszcze raz, uważniej, poprzedniej rozmowy z Panem Profesorem, tej na temat smartfonów. Na koniec tamtego wywiadu padły z ust Pana Profesora słowa:

    „[…] fundamenty aksjologiczne, całą moralność, to wszystko – dobro, zło – to wynosimy z domu. Proszę o wybaczenie, nie wiem, czy puścicie, nie ma złych dzieci (sic! – podkreślenie moje), są tylko popieprzeni rodzice”.

    O ile zgadzam się, że fundamenty aksjologiczne wynosimy z domu, z rodziny, o tyle twierdzenie, że nie ma złych dzieci, że dobro i zło wynosimy z domu – to oczywista herezja. Dziecko jak każdy człowiek ma wolną wolę, samo wybiera między dobrem a złem. Grzech to akt woli. Skłonność dziecka do grzechu to skutek jego słabości, słabości natury ludzkiej, skutek wyboru Ewy, która dała się skusić Szatanowi, i wyboru Adama, który dał się skusić kobiecie.

    „[…]Wtedy rzekł wąż do niewiasty: «Na pewno nie umrzecie!
    Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło».
    Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia[…]” (Rdz. 3,4-6)

    Nie ma (w tym życiu) powrotu do tego stanu, gdy człowiek patrzył na owoce z drzewa poznania dobra i zła i nie widział, że są smaczne. Odkąd dostrzegła to Ewa, grzech smakuje każdemu człowiekowi, także nam i naszym dzieciom. Grzech jest przyjemny i obiecujący, dlatego człowiek, również każde dziecko, pozostawiony sam sobie, bez napominania, usprawniania, karcenia wreszcie, ma samoistną skłonność do zła. Dziecko nie jest dobre z natury, bo żaden człowiek nie jest dobry z natury. Człowiek nad drzemiącą w nim skłonnością do zła może dopiero zapanować aktem woli, na podbudowie rozumu.

    Pan Profesor, jak każdy Polak, powinien być całym sobą zakorzeniony w naszej kulturze, której immanentną cechą są wartości chrześcijańskie, a ściślej – doktryna katolicka. Mniej jest ważne, czy Profesor jest wierzącym rzymskim katolikiem, czy niewierzącym (kulturowym) rzymskim katolikiem, to te nasze cywilizacyjne założenia powinien znać i się do nich odnosić, nawet gdyby ewentualnie chciał z nimi polemizować.

    Wygłaszając ex cathedra twierdzenie, że dobro i zło dziecko wynosi z domu, Profesor winien czuć intelektualny, moralny obowiązek uzasadnić argumentami, dlaczego postanowił podważyć aksjologiczne fundamenty naszej cywilizacji.

    Dziwię się red. Pospieszalskiemu, którego ogromnie cenię, że pozostawił tę oczywistą herezję bez żadnego komentarza. Czyż autorytet psychologa może być większy niż autorytet Pana Boga?

  2. Wolałbym, aby Pan Profesor prezentował bardziej męski, mniej kobiecy sposób patrzenia na rzeczywistość. Wolałbym, aby operował bardziej pojęciami konserwatywnymi, tradycyjnymi. Język jest wskaźnikiem światopoglądu, w językoznawstwie istnieje nawet pojęcie językowego obrazu świata. Wolałbym, aby mężczyzna miał męski obraz świata, nie kobiecy, aby nie wstydził się swojej męskości, nie obawiał się jej wyrażać, prezentować, nie uważał męskiego obrazu świata za coś gorszego, aby naturalny, intuicyjny dlań był androcentryzm, nie gynocentryzm. To wyraźna nakładka kulturowa, którą niestety widzę u Pana Profesora, który kilka razy w swoich wypowiedziach, w swoim myśleniu o świecie stawia na pierwszym planie kobietę, choć sam jest mężczyzną.

    Mężczyzna niech powie po prostu: „Z rodzicami będzie pan policjant rozmawiał”, nie zaś: „Z rodzicami będzie pan policjant rozmawiał, czy pani policjantka”. Mężczyzna niech intuicyjnie pomyśli: „Swoją rolę ma tata, swoją rolę ma mama”, nie zaś: „Swoją rolę ma mama, swoją rolę ma tata”. Czy zamiast: „Jeżeli mama mówi coś dzieciom, to tatuś może powiedzieć tylko jedną rzecz – mama powiedziała, proszę tak zrobić. I odwrotnie”, lepiej byłoby: „Jeżeli tata mówi coś dzieciom, to mamusia może powiedzieć tylko jedną rzecz – tata powiedział, proszę tak zrobić”.

    To mężczyzna prowadzi, przewodzi, kieruje, tworzy organizację i określa zasady jej funkcjonowania, to nie pora, żeby kobietę – w myślach i języku – kurtuazyjnie puszczać przodem.

    Niepotrzebne jest zastrzeganie się, że podawany jako przykład ojciec z zagranicy, którego córka uderzyła w twarz, „nie zastosował wobec niej żadnej przemocy fizycznej ani psychicznej”. To lewacki językowy obraz świata. Dla konserwatysty jest jasne, że gdyby przemoc była absolutnie zła, nikt by nie pozwalał policji na stosowanie przemocy. Czasem przemoc jest konieczna – czemu policja ma mieć monopol na jej stosowanie? Skoro władza niekiedy musi użyć przemocy, to przecież władza rodzicielska też jest władzą, prawda? Do rodziny nikt nie powinien mieć prawa się wtrącać, przynajmniej dopóty, dopóki prawo karne nie jest naruszane. Rodzina powinna mieć jak najszerzej pojmowaną autonomię – to państwo jest utrzymywane przez rodzinę i ma jej służyć, nie rodzina ma służyć państwu i być przez to państwo oceniana. Całe dziesięciolecia doktrynie polskiego prawa karnego klaps wymierzony dziecku mieścił się z tzw. kontratypie karcenia małoletnich – zaczyna się to zmieniać (ze szkodą dla dzieci) na skutek agresywnych działań lewackich ideologów, ale nie musimy się na to godzić, trzeba walczyć..

    Bardzo dużo nowej dla mnie wiedzy na temat narkotyków. To siła tego wywiadu.

  3. Wielka szkoda, że tak mało w tej rozmowie Pana Boga oraz magisterium. Bardzo mocno wzmocniłoby to – generalnie słuszny i wartościowy – przekaz Pana Profesora.

    Niekatolickie jest przeakcentowanie przykładu dawanego przez rodziców kosztem własnej odpowiedzialności dziecka. Od momentu, kiedy dziecko nabywa zdolności do działania z rozeznaniem, ponosi odpowiedzialność za swój grzech – niezależnie od tego, jakich ma rodziców i jaki mu oni dają przykład. Nie można ciągle trąbić, jak bardzo rodzice są odpowiedzialni za bycie dobrymi, niemalże idealnymi, rodzicami, jednocześnie zdejmując odpowiedzialność z dziecka. To współczesne mentalne niewolnictwo: rodzice ciągle mają się czuć do czegoś zobowiązani, do uczestniczenia w jakimś wyścigu, konkursie na idealne rodzicielstwo, ciągle mają się czuć przez kogoś oceniani (w domyśle: przez tzw. fachowców, którymi rzekomo są psychologowie).

    Tymczasem: 1) Nie mamy spełniać kryteriów ustalanych przez psychologów, mamy spełniać wymagania Pana Boga; 2) Abyśmy chcieli mieć dużo dzieci i abyśmy czerpali radość z rodzicielstwa, dzieci mają okazywać nam posłuszeństwo, ten obowiązek moralny dziecka powinien być nieustannie nagłaśniany i przypominany, również przez psychologów; 3) Musimy mieć poczucie, że dzieci są nasze, są naszą własnością (nie w sensie władania rzeczą; pojęcie własności należy tu rozumieć po katolicku, z poszanowaniem Bożej cząstki w małym człowieku, z ukierunkowaniem na cel doprowadzenia tego człowieka do zbawienia). Powinniśmy móc kierować dzieckiem wg swojego uznania, bez nieustannych porad, ocen i certyfikatów dobrego rodzicielstwa nadawanych przez psychologów; 4) Obowiązek szacunku dziecka do rodziców, oddawania im czci jest aż jednym z dziesięciorga przykazań, obowiązek zaś dobrego traktowania dzieci przez rodziców (ale jednak z użyciem „rózgi” w razie potrzeby i z prawidłową intencją) wynika z nauczania Pana Jezusa, wynika z ogólnego przykazania miłości bliźniego, potem z katechizmu. Wg mnie ta hierarchia źródeł ma znaczenie; obowiązek okazywania czci rodzicom jest obowiązkiem moralnym o najwyższym priorytecie.

    Będę pisać ciąg dalszy, bo wywiad mnie bardzo zainspirował do własnych przemyśleń. Absolutnie nie jest to krytyka, bo właściwie ze wszystkim, co powiedział Pan Profesor, się zgadzam. Moją intencją jest dopełnienie tego przekazu z nieco innego punktu widzenia, czasem lekka polemika dotycząca nie treści, lecz rozłożenia akcentów.

Dodaj komentarz