O ważnych sprawach Kościoła rozmawiają Paweł Lisicki, Grzegorz Górny i Krystian Kratiuk. Dla Państwa i dla wszystkich polskich katolików jesteśmy bastionem wartości i stróżami katolickiej Tradycji! Przekaż darowiznę na rzecz naszych mediów 👉 https://pch24.pl/wesprzyj-rozwoj?ka=008339
JUDASZ, MASONERIA I MIŁOSIERDZIE [LISICKI, GÓRNY, KRATIUK]
Dodano:
Wesprzyj nas!
Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.
2 komentarze
Dodaj odpowiedźDodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Szanowni Panowie, to że będzie istnieć piekło z strąconymi do niego bestią i fałszywym prorokiem, diabłem, śmiercią i otchłanią oraz niezapisanymi w księdze życia, żywymi i zmartwychwstałymi umarłymi, jest oczywiste dla każdego katolika! Kto twierdzi inaczej głosi herezję, zaprzeczając treści Pisma Świętego. Natomiast Państwa dyskusję zdominowało pytanie „Czy aktualnie piekło jest puste?”. Ja, który wierzę w prawdę zawartą w Apokalipsie Św. Jana mogę odpowiedzieć tylko „Nie wiem”. Bo nie wiem, czy mające trafić tam, jako pierwsze, byty nazwane bestią i fałszywym prorokiem zostały już strącone do piekła. Domyślam się tylko, że skoro KK wyświęca wciąż nowych świętych i błogosławionych, to ich liczba jeszcze się nie dopełniła i tzw. 1-sze zmartwychwstanie, które miało nastąpić po strąceniu w/w bytów do piekła, nie miało jeszcze miejsca. Natomiast ktoś, kto jest przekonany o odbywaniu się tzw. sądu szczegółowego zaraz po śmierci (co przeczy treści Apokalipsy i co starałem się uzasadnić w komentarzach pod audycją z dn. 23.01.’24), może w logicznej konsekwencji wywieść z tego przekonanie, że piekło sukcesywnie jest zapełniane grzesznikami, których wielkość obciążających ich win nie pozwala na odpokutowanie w czyśćcu.
Myślę, że warto, aby słuchacz przeczytał owe słowa Jana Pawła II w całym kontekście. Moim zdaniem posądzanie Jana Pawła II o liberalizm jest możliwe tylko wtedy, kiedy nie zna się całego jego życia i nauczania. A to jest powierzchowne, łapać świętego za słowa… tak, jak faryzeusze Pana Jezusa, bo go często nie rozumieli.
28. W tych latach w Kościele „namnożyło” się słów: wydaje się. że w ostatnim dwudziestoleciu wyprodukowano więcej „dokumentów” na różnych poziomach życia kościelnego niż przez prawie dwadzieścia wieków poprzednich.
A jednak niektórym się wydaje, że ten tak bardzo „wielomówny” Kościół milczy w sprawie niezmiernie istotnej, to znaczy w sprawie życia wiecznego. Wasza Świątobliwość, czy istnieją jeszcze: raj, czyściec i piekło’.’ Dlaczego tylu ludzi Kościoła nieustannie komentuje nam sprawy aktualne, a nie mówi prawie nic o wieczności, o tym ostatecznym zjednoczeniu z Bogiem, które -zgodnie z wiarą–jest powołaniem, przeznaczeniem i ostatecznym celem człowieka?
Bardzo proszę, ażeby Pan otworzył soborową Konstytucję o Kościele Lumen gentium, rozdział VII. o eschatologicznym charakterze Kościoła pielgrzymującego i jego związku z Kościołem w niebie. To prawda, że Panu chodzi nie tyle o związek Kościoła pielgrzymującego z Kościołem w niebie, ale chodzi Panu o związek eschatologii z Kościołem na ziemi, że to w praktyce duszpasterskiej zostało poniekąd zagubione. I ma Pan w tym miejscu nieco racji. Pamiętamy, że jeszcze w niezbyt odległych czasach, w kazaniach rekolekcyjnych czy misyjnych, sprawy ostateczne stanowiły zawsze nienaruszalny punkt programu rozważań, a kaznodzieje umieli na ten temat mówić w sposób obrazowy i sugestywny. Iluż ludzi te kazania i nauki o sprawach ostatecznych skłoniły do nawrócenia, do spowiedzi!
Poza tym cały ten styl duszpasterski, trzeba przyznać, był głęboko personalistyczny: „Pamiętaj, że ostatecznie staniesz przed Bogiem z całym twoim życiem, że poniesiesz przed Jego sąd odpowiedzialność za wszystkie twoje uczynki, że będziesz sądzony z twoich nie tylko czynów i słów, ale także nawet najbardziej ukrytych myśli”. Można powiedzieć, że te kazania, całkowicie odpowiadające treści Objawienia w Starym i Nowym Testamencie, penetrowały głęboko świat wewnętrzny człowieka. Wstrząsały jego sumieniem, rzucały go na kolana, przyprowadzały do kratek konfesjonału, miały swoje potężne oddziaływanie zbawcze.
Człowiek jest wolny, a więc odpowiedzialny. Ponosi odpowiedzialność osobistą, społeczną, odpowiedzialność przed Bogiem. Odpowiedzialność świadczy o jego wielkości. I rozumiem, czego się Pan obawia: Pan obawia się. że zagubienie tych treści katechetycznych, kerygmatycznych, kaznodziejskich jest jakimś zagrożeniem tej elementarnej wielkości człowieka. Można się pytać, czy bez tego przesłania Kościół byłby jeszcze zdolny do budzenia heroizmu, do rodzenia świętych. Nie tych „wielkich”, których się wynosi na ołtarze, ale tych „codziennych”, w takim znaczeniu, w jakim mówi o nich pierwotna literatura chrześcijańska.
Rzecz znamienna, że Sobór przypomina również powszechne powołanie do świętości w Kościele. To powołanie jest powszechne, to znaczy, że dotyczy każdego ochrzczonego, chrześcijanina. Jest ono zawsze bardzo osobiste, związane z pracą, zawodem. Jest jakimś rozliczeniem się z talentów, czy człowiek ich dobrze używał, czy złe. A wiemy, ze słowa Pana Jezusa pod adresem tego człowieka, który zakopał talent, są bardzo surowe i groźne (por. Mt 25. 25-30).
Można powiedzieć, że w niedawnej jeszcze tradycji katechetycznej i kerygmatycznej Kościoła dominowała taka właśnie eschatologia. Eschatologia rzec można indywidualna. I to jest głęboko zakorzenione w Bożym Objawieniu. To natomiast, na co pragnie wskazać Sobór, można by nazwać eschatologią Kościoła i świata. „Eschatologiczny charakter Kościoła pielgrzymującego” tak brzmi tytuł VII rozdziału Lumen gentium, który proponowałem ponownie odczytać i który ukazuje ten zamiar. Oto jego początek: „Kościół, do którego w Jezusie Chrystusie jesteśmy wszyscy powołani i w którym dzięki lasce Bożej zdobywamy świętość, osiągnie pełnię dopiero w chwale niebieskiej, gdy nadejdzie czas odnowienia wszystkiego (Dz 3, 21) i kiedy wraz z rodzajem ludzkim również świat cały, głęboko związany z człowiekiem i przez niego zdążający do swego celu. w sposób doskonały odnowi się w Chrystusie […]. Chrystus wywyższony ponad ziemię wszystkich do siebie pociągnął (por. J’12, 32 grec.): powstawszy z martwych (por. Rz 6. 9) Ducha swego ożywiciela zesłał na uczniów i przez Niego ustanowił Ciało swoje, którym jest Kościół, jako powszechny sakrament zbawienia; siedząc po prawicy Ojca działa ustawicznie w świecie, aby prowadzić ludzi do Kościoła i przezeń mocniej ich z sobą złączyć, a karmiąc ich Ciałem i Krwią własną uczynić ich uczestnikami swego chwalebnego życia. Obiecane tedy odnowienie, którego oczekujemy, już się rozpoczęło w Chrystusie, postępuje dalej w Zesłaniu Ducha Świętego i przez Niego trwa w Kościele, w którym przez wiarę zyskujemy pouczenie o sensie naszego życia doczesnego, doprowadzając do końca z nadzieją dóbr przyszłych dzido powierzone nam przez Ojca w świecie i pracując nad naszym zbawieniem (por. Flp 2. 12). Już przyszedł zatem do nas kres wieków (por. 1 Kor 10, 11): już ustanowione zostało nieodwołalnie odnowienie świata i w pewien rzeczywisty sposób już w doczesności jest ono antycypowane: albowiem Kościół już na ziemi naznaczony jest prawdziwą, choć niedoskonałą jeszcze świętością. Dopóki jednak nie powstaną nowe niebiosa i nowa ziemia, w których sprawiedliwość mieszka (por. 2’P’3, 13), Kościół pielgrzymujący, w swoich sakramentach i instytucjach, które należą do obecnego wieku, posiada postać lego przemijającego świata i żyje pośród stworzeń, które wzdychają dotąd w bólach porodu i oczekują objawienia synów Bożych (por. Rz 8, 19-22)” (n. 48).
Trzeba przyznać, że taka wizja eschatologii w dawnym, tradycyjnym kaznodziejstwie była słabo obecna. A jest to właśnie wizja źródłowa, biblijna. Cały przytoczony tekst soborowy złożony jest właściwie z cytatów Ewangelii, Listów oraz Dziejów Apostolskich. Tradycyjna eschatologia, zajmująca się tak zwanymi sprawami ostatecznymi, wpisana jest przez Sobór w tę zasadniczą biblijną wizję. Eschatologia, jak już powiedziano, jest głęboko antropologiczna, ale w świetle Nowego Testamentu jest nade wszystko skoncentrowana na Chrystusie i na Duchu Świętym, a także jest poniekąd kosmiczna.
Czy w tym wszystkim człowiek indywidualny nie gubi się poniekąd ze swoim własnym życiem, odpowiedzialnością, przeznaczeniem, ze swoją własną eschatologiczną przyszłością, ze swoim własnym niebem, piekleni lub czyśćcem? Idąc za Pańskim pytaniem, trzeba uczciwie powiedzieć: tak. człowiek się zgubił, kaznodzieje się zgubili, katecheci się zgubili, wychowawcy się zgubili. Nic mają już odwagi „straszyć piekleni”. Może nawet słuchacze przestali się go lękać.
To prawda, żc człowiek dzisiejszej cywilizacji jest w jakiś sposób niewrażliwy na „sprawy ostateczne”. Z jednej strony na rzecz takiej niewrażliwości działa to wszystko, co się nazywa sekularyzacją i sekularyzmem, z konsekwentną postawą konsumpcyjną, nastawioną na używanie dóbr tego świata. Z drugiej strony przyczyniły się do tego w jakiejś mierze doczesne piekła, jakie zgotowało nam mijające stulecie. Czy po doświadczeniach obozów koncentracyjnych, gulagów, bombardowań, nic mówiąc o naturalnych katastrofach, człowiek może się spodziewać jeszcze czegoś gorszego poza światem, jakiejś jeszcze większej sumy upokorzeń, pogardy? Jednym słowem piekła?
Tak więc eschatologia stała się poniekąd obca współczesnemu człowiekowi, zwłaszcza w naszej cywilizacji, co nic znaczy, że całkiem obca stała się mu wiara w Boga jako najwyższą sprawiedliwość, jako Tego, który musi ostatecznie powiedzieć prawdę o dobru i złu ludzkich czynów i musi ostatecznie to dobro wynagrodzić, a zło ukarać. Nikt inny nie potrafi lego zrobić, tylko On. Taką świadomość mają ludzie w dalszym ciągu. Okropności naszego stulecia nie potrafiły jej wyeliminować. „Dane jest człowiekowi raz umrzeć, a potem sąd” (por. Hbr 9, 27). I taka świadomość stanowi leż, poniekąd wspólny mianownik wszystkich religii monoteistycznych i innych. Jeżeli Sobór mówi o eschatologicznym charakterze Kościoła pielgrzymującego, to również opiera się na tej świadomości. Bóg, który jest Sędzią sprawiedliwym, Sędzią, który za dobre wynagradza, a za złe karze, jest przecież Bogiem Abrahama, Izaaka, Mojżesza, a także Chrystusa, który jest Jego Synem. Ten Bóg jest przede wszystkim Miłością. Nie tylko Miłosierdziem, ale Miłością. Nic tylko ojcem syna marnotrawnego, ale Ojcem, który „daje swego Syna, aby człowiek nic zginął, ale miał żywot wieczny” (por. .1 3, 16).
Ta właśnie ewangeliczna prawda o Bogu decyduje o pewnej zmianie perspektywy eschatologicznej. Przede wszystkim eschatologia to nie jest to, co dopiero nastąpi, co przyjdzie po życiu ziemskim. Eschatologia już się rozpoczęła wraz / przyjściem Chrystusa. Wydarzeniem eschatologicznym była przede wszystkim Jego odkupieńcza śmierć i Jego zmartwychwstanie. To jest początek „nowego nieba i nowej ziemi” (por. Ap 21. 1). Przyszłość pozagrobowa każdego i wszystkich wiąże się z tym: „Wierzę w ciała zmartwychwstanie”; a dalej: „wierzę w grzechów odpuszczenie i żywot wieczny”. Jest to eschatologia chrystocentryczna.
W Chrystusie Bóg objawił światu, że „pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,’4). To zdanie /, Pierwszego Listu do Tymoteusza ma zasadnicze znaczenie dla widzenia i głoszenia spraw ostatecznych. Jeżeli Bóg tak pragnie, jeżeli Bóg dla tej sprawy oddaje swojego Syna. który z kolei działa w Kościele przez Ducha Świętego, to czy człowiek może się potępić, czy może być przez Boga odrzucony?
Problem piekła zawsze niepokoił wielkie umysły w Kościele od samego początku, od Orygenesa, aż do naszych czasów, do Michaiła Bułhakowa i Hansa Ursa von Balthasara. Dawne Sobory odrzuciły teorię tak zwanej apokatastazy ostatecznej, według której świat po zniszczeniu zostanie odnowiony, a wszelkie stworzenie dostąpi zbawienia; teorię, która pośrednio znosiła piekło. Problem jednak pozostał. Czy Bóg. który tak umiłował człowieka, może zgodzić się na to. aby tenże Go odrzucił i przez to został skazany na męki wieczne? A jednak słowa Chrystusa są jednoznaczne. U Mateusza wyraźnie mówi o tych, którzy pójdą na męki wieczne (por. 25. 46). Którzy to będą? Na ten temat Kościół się nigdy nie wypowiadał. Jest to niezgłębiona tajemnica pomiędzy świętością Boga a ludzkim sumieniem. Milczenie Kościoła jest więc w tym miejscu jedynym właściwym stanowiskiem chrześcijanina. Jeżeli nawet Chrystus mówi o zdradzie Judasza: „lepiej dla tego człowieka, gdyby się nic narodził” (Mt 26. 24). to również i to sformułowanie nie musi być rozumiane w sensie wiecznego potępienia.
Równocześnie jest jednak coś takiego w samej ludzkiej świadomości moralnej. co broni się przed utratą tej perspektywy: czy Bóg, który jest Miłością, nie jest także ostateczną sprawiedliwością? Czy może się zgodzić na te straszliwe zbrodnie, czy mogą one przejść bezkarnie? Czy kara ostateczna nie jest w jakimś sensie potrzebna dla uzyskania równowagi moralnej w tak bardzo zawikłanych dziejach ludzkości? Czy piekło nie jest poniekąd ostatnią ..deską ratunku” dla świadomości moralnej człowieka?
Pismo Święte zna jeszcze pojęcie ognia oczyszczającego. To pojęcie zostało przyjęte przez Kościół wschodni, bo jest biblijne, natomiast nic została przyjęta katolicka nauka o czyśćcu.
Jakimś szczególnie przekonującym argumentem za czyśćcem, niezależnie od bulli Benedykta XII z XIV wieku, stały się dla mnie dzieła mistyczne św. Jana od Krzyża. „Żywy płomień miłości”, o którym mówi, jest przede wszystkim oczyszczający. Mistyczne noce, o których ten wielki Doktor Kościoła pisze z własnego doświadczenia, są poniekąd tym, czemu odpowiada czyściec. Bóg przeprowadza człowieka przez taki wewnętrzny czyściec całej jego zmysłowej i duchowej natury, ażeby go doprowadzić do zjednoczenia z sobą. Nie stajemy tutaj tylko wobec sądu. Stajemy wobec potęgi samej miłości.
To miłość przede wszystkim sądzi. Bóg, który jest Miłością, sądzi przez miłość. To miłość domaga się oczyszczenia, zanim człowiek dojrzeje do lego zjednoczenia z Bogiem, które jest ostatecznym jego powołaniem i przeznaczeniem.
Może to wystarczy. Wiciu teologów na Wschodzie i Zachodzie, również teologowie współcześni poświęcili swoje prace eschatologii, sprawom ostatecznym. Kościół nie przestał mieć swojej świadomości eschatologicznej. Nie zaprzestał prowadzić ludzi do życia wiecznego. Gdyby tego zaprzestał, zaprzestałby być wierny swemu powołaniu. Nowemu Przymierzu, które Bóg zawarł z nim w Jezusie Chrystusie.